Używamy czasem słów, które
wprowadzają zamieszanie w nasze religijne myślenie. Takim
określeniem jest „żal za grzechy". Chrześcijaństwo przyszło do
nas z Czech i „żal za grzechy" prawdopodobnie jest zapożyczeniem
z języka czeskiego. Kojarzy nam się z poczuciem wstydu,
niechęci, odrazy do czynu, żalu z powodu straty czegoś. Te nasze
odczucia niewiele wnoszą w samą spowiedź. Grzechy, które
popełniamy, często wcale nie są dla nas nieprzyjemne. Jest też
wiele grzechów, które przynoszą nam konkretną korzyść i
grzesząc, właśnie tej korzyści oczekiwaliśmy. Jedynym
mankamentem było to, że czyn jest zakazany przez przykazania
Boże. Dopiero w wyniku długiej refleksji jesteśmy niekiedy w
stanie dostrzec, że grzech wcale nie przyniósł nam korzyści
rozum, nie emocje
W tradycyjnej nauce Kościoła (tak
naucza np. św. Tomasz z Akwenu) żal za grzechy to rozumna ocena
czynów względem jakichś kryteriów, innych niż tylko subiektywne.
Jest to ocena tego, ile było w moim czynie dobra, wolności, ile
konkretnego zła, jaką grzech przyniósł mi subiektywną korzyść,
czy prowadził mnie do grzechu jakiś duchowy proces, czy też
popełniłem go spontaniczne i wiązał się z sytuacją, w której się
znalazłem.
Wiadomo, że każdy człowiek
subiektywnie uznaje jedne rzeczy za dobre, inne za złe. A jednak
rozum podpowiada mi, że nie ja jestem jedynym wyznacznikiem
wartości moich czynów, że istnieje coś takiego, jak wspólnotowe
przeświadczenie. Po łacinie nazywa to się conscientia,
czyli dosłownie: wspólna wiedza co do rzeczy. Po polsku
mówimy sumienie i to słowo odwołuje się do takich
skojarzeń, jak: sumienność, staranność, akuratność i, niestety,
prowadzi nas w niewłaściwym kierunku. Rozumna ocena, to ocena
uwzględniająca zarówno moją subiektywną ocenę i moją sumienność,
jak i moją wiedzę religijną, znajomość Bożych przykazań, nauki
Kościoła, doświadczenia innych ludzi. Bardzo często ludzie
wygadują na nas, chrześcijan, różne złe rzeczy. Mówią, że
jesteśmy za mało miłosierni dla ubogich, że żyjemy w zbytkach,
że jesteśmy zbyt zadowoleni z siebie, zadufani w sobie, że mamy
przeświadczenie, iż jesteśmy wybrani przez Pana Boga bardziej
niż inni ludzie.
W ocenie siebie, warto brać pod uwagę
także zdanie nieżyczliwych nam ludzi, nawet jeżeli nie zgadzamy
się z taką jednostronną oceną. Uwzględnienie sugestii
wytykających nawet drobne nasze potknięcia jako wielkie grzechy,
może nam przynieść wiele korzyści.
światło, które nie pochodzi ode mnie
Kiedy braki miłości, które
zauważyłem podczas rachunku sumienia staram się poddać rozumnej
ocenie sumienia, dostrzegam mnóstwo pytań i pułapek.
W Kościele wierzymy, że jednym ze
składników naszego sumienia jest coś zupełnie pozaracjonalnego,
czyli światło Ducha Świętego. Duch Święty przekonuje świat, a
więc także i mnie, o grzechu, o sprawiedliwości i o sądzie (por.
J 16,7). O sądzie, bo świat nie poznał Jego, o sprawiedliwości,
bo sprawiedliwość Boga, to Jego Miłość. A Miłość nie zrezygnuje
z nalegania na moje nawrócenie. Duch Święty oświeca mnie i daje
mi coś, do czego własnym rozumem nigdy bym nie doszedł. Gdyby
nie Duch Święty, widząc zło swoich czynów, osądziłbym siebie
jako grzesznika nie zasługującego na miłosierdzie. To Duch
Święty mnie przekonuje, że chociaż „nie jestem godzien być
synem", mogę wrócić i spodziewać się, że Ojciec da mi coś do
zjedzenia i nie zginę z głodu. Przeświadczenie, że Ktoś może
okazać mi łaskę, jest światłem, które pochodzi z Wysoka i nie
jest wynikiem rozumowania. To światło pochodzi od Boga.
sumienie wolne i zniewolone
Warto
powiedzieć coś na temat problemów z wolnością sumienia.
Kryterium sumienia jest w Kościele bardzo ważną zasadą.
Człowiek ma
postępować zgodnie ze swoim sumieniem. Jeżeli czyniąc zło
postąpił zgodnie ze swoim sumieniem, nie popełnił grzechu.
Ale czasem postępując zgodnie z sumieniem człowiek zrobi
coś, co okaże się złe albo prowadzi do
jakiegoś zła, a czasami do pychy. Bywa, że człowiek nie widzi,
że czyni zło, bo nauczył się źle oceniać. Niestety, bardzo
często dotyczy to sfery emocjonalności i tak delikatnej - naszej
seksualności. Chcieliśmy jak najlepiej, wydawało się nam, że
będzie dobrze, a stało się inaczej. Gdzieś był błąd w ocenie.
Czasem komuś się wydaje, że wszystko jest dobrze, problem tylko
w tym, że Kościół uważa jego czyn za grzech ciężki i domaga się
wzięcia tego pod uwagę w tej ocenie, jaką jest żal za grzechy.
Więc jak jest z tą zasadą wolności
sumienia? Ciekawie tłumaczy to św. Tomasz, proponując
następujące rozróżnienie: człowiek ma wolę i wolność. Zazwyczaj
mówimy, że człowiek ma wolną wolę. Ale to może wprowadzać w
błąd, bo określenie „wolna wola" mogłaby oznaczać, że mogę robić
wszystko „co mi się chce". A nie wszystko „co mi się chce" jest
dobre. A przecież człowiek nie chce robić tego, co złe. Tomasz
mówi więc, że w człowieku jest wola, która otwiera nas na
dobro, sprawia, że człowiek chce dobra i dąży do dobra. Nawet
ktoś, kto zrobił coś złego, bardzo
często chciał dobra, ale źle, na przykład fragmentarycznie to
dobro rozpoznał (np. ukradł samochód myśląc o dobru dla swojej
rodziny) albo emocje wzięły górę i nie zrealizował tego dobra,
do którego dążył.
Człowiek ma w sobie WOLĘ, która kieruje
go na dobro i nastawia go na to, żeby to dobro zdobyć. Ale
człowiek ma tez WOLNOŚĆ, to znaczy zdolność decydowania, czy
pójdzie za dobrem wskazanym przez wolę i w jaki sposób to zrobi.
To rozróżnienie na wolność i
wolę bardzo pomaga w zrozumieniu problemu żalu za grzechy, czyli
pomaga w mój ej ocenie czynów. Patrzę na to, co zrobiłem i
widzę, czy dobrze rozpoznałem, czy poszedłem za wolą, która
pokazała mi prawdziwe dobro, czy też zabrakło mi wolności i
wielkie dobro przysłoniło mi inne, mniejsze, postrzegane bez
kontekstu, takie na przykład, jak seks bez małżeństwa, który
jest w takiej sytuacji siłą niszczącą. Rozróżnienie św. Tomasza
nawiązuje do św. Augustyna, który mówi, że grzech (zło) to brak
dobra. Św. Tomasz mówi, że wolność realizuję wtedy, kiedy idę za
dobrem. Jeżeli poszedłem za złem, zmarnowałem swoją wolność,
zużyłem ją na byle co. Czyli zło to zmarnowana wolność.
Żal za grzechy jest mój
ą wewnętrzną decyzją, wyznaniem wobec Boga, do którego idę:
„Tak, uznaję te czyny za złe”. Nawet, jeśli one - subiektywnie
patrząc - są przyjemne albo mam dobre wspomnienia z nimi
związane. Uznaję je za złe w świetle tej wiedzy, którą mam
dzięki mojemu sumieniu oświeconemu przez Ducha Świętego. To jest
właśnie żal za grzechy. |