Wydawałoby się, że rachunek
sumienia to przede wszystkim pytanie o to, jak liczyć grzechy.
Jest Dziesięć Przykazań Bożych, czyli dziesięć kategorii
grzechów, które możemy popełnić; pięć przykazań kościelnych,
czyli jeszcze pięć innych możliwych grzechów. Są też propozycje,
żeby rachunek sumienia robić względem uchybień wobec przykazań
miłości, ośmiu błogosławieństw czy „Hymnu o miłości” św. Pawła.
Grzechu nie można
wyznać komukolwiek
Rachunek sumienia to przede
wszystkim nawiązanie relacji z Bogiem. Wszystkie propozycje
wyliczania grzechów względem jakiejś tabeli grzechów mogą
spowodować, że skupimy się na sobie, na rozpoznaniu i wyliczeniu
naszych złych czynów, a stracimy ten ważny wymiar rachunku
sumienia, jakim jest poszukiwanie relacji z Bogiem.
Znane są wstrząsające świadectwa ludzi, którzy popełnili bardzo
ciężkie grzechy, tak ciężkie, że ich samych one potem
przerażały. Ci ludzie wspominają, że szukając jakiegoś światła,
jakiegoś wyjścia z upadku, szukali przede wszystkim kogoś, komu
mogliby o tym opowiedzieć.
Pierwszy krok w rachunku sumienia to uświadomienie sobie, że
jest gdzieś ktoś, komu mógłbym powierzyć się razem z tym złem, w
którym tonę. Choćby na takiej zasadzie, na jakiej robi to syn z
przypowieści zawartej w Ewangelii: „Nie jestem godzien, wszystko
straciłem już nie będę synem, będę najemnikiem". Ale taką rzecz
można powiedzieć tylko Ojcu a nie komukolwiek innemu. Grzechu
nie można wyznać komukolwiek, trzeba go wyznać temu, wobec kogo
zło zostało dokonane. Gdybym opowiedział o grzechu znajomemu
albo towarzyszowi w grzechu, on prawdopodobnie by próbował mnie
pocieszać: „Nie martw się, to nic takiego”.
Rozpoznanie tego
kogoś, kto został poszkodowany przez mój grzech i kto gotów jest
usłyszeć moje wyznanie, to jest właśnie rachunek sumienia. Kiedy
ten ktoś chociaż „zarysuje się” na moim horyzoncie, wtedy mogę
ułożyć swoje wyznanie.
Dziesięć Przykazań czy Kazanie na Górze
Katechizm Kościoła Katolickiego
proponuje rozważanie dwóch fragmentów Pisma Świętego dotyczących
oceny ludzkich czynów: Dziesięciu Przykazań i Kazania na Górze.
Dziesięć Przykazań miało służyć
ochronie tej najważniejszej, objawionej prawdy: Słuchaj
Izraelu, Pan jest twoim Bogiem, Bogiem Jedynym. Jako dziecko
jedynego Boga, będziesz przestrzegał dni świętych, będziesz
szanował rodziców, będziesz mówił prawdę, nie będziesz zabijał,
nie będziesz cudzołożył. Bo On jest twoim Bogiem. Tylko w tym
kontekście Dziesięć Przykazań ma w ogóle sens. Gdyby nie związek
z prawdą o Bogu Jedynym, byłby to tylko zwykły kodeks etyczny
podobny do tych, które znane są w innych kulturach.
Katechizm proponuje powiązanie tego
starotestamentalnego objawienia z przykazaniami miłości Boga,
bliźniego i siebie samego. Czyli proponuje to, co spotykamy w
Kazaniu na Górze, w którym Jezus mówi, że wypełnienie przykazań
to nie tylko odrzucenie złych czynów, ale realizowanie nakazu
miłości, prawdomówności, czynienia dobra, czystości w relacji z
drugim człowiekiem.
Rozważenie tego, w jaki sposób
kochałem Boga, bliźniego i samego siebie, to zabieg bardzo
istotny dla rozpoznania moich grzechów. Kiedy zastanowię się nad
tym, kiedy kochałem Pana Boga, natychmiast rzucaj ą mi się w
oczy momenty, kiedy Go nie kochałem. Trudno jest kochać Pana
Boga, choćby dlatego, że Go nie widać. Trudno również czasem
odkryć związek mojego czynu z miłością lub brakiem miłości do
Niego. Spójrzmy choćby na modlitwę. Nad naszą modlitwą zawsze
powinniśmy zastanowić się w rachunku sumienia. Ale modlitwa to
jest w gruncie rzeczy dar Boga dla człowieka, żeby człowiek mógł
Go szukać i znaleźć. Czy modlitwa wobec tego służy Panu Bogu czy
mnie? Wiemy, że istnieją szkoły modlitwy oderwane od
religijności, służące samodoskonaleniu człowieka. A jednak Bóg
chce, żebyśmy się modlili. On tego pragnie. A nade wszystko
pragnie, żebyśmy nauczyli się kochać, bo miłość nas
uszczęśliwia. Daje nam sposoby na kochanie, ale my rzadko umiemy
z nich korzystać, czasami wręcz odmawiamy.
Zdecydowanie nie wydają mi się dobre takie szkoły rachunku
sumienia, które proponują katalog różnych przewinień względem
miłości. Dlaczego? Dlatego, że być może nie poznałbym wielu
możliwości grzeszenia, gdybym nie przeczytał o nich w katalogach
grzechów wypisanych w takich książeczkach.
Bóg nie proponuje katalogu grzechów, ale mówi: będziesz miłował
Boga, bliźniego i samego siebie. W oficjalnym dokumencie
Kościoła o spowiedzi małżonków sporządzonym przez kardynała
Truillojest napisane, że spowiednik, nawet pomagając w wyznaniu
grzechów, nie powinien pytać grzesznika, czy jakiś grzech
popełnił. Dlatego, że w ten sposób można zasugerować różne
możliwości grzeszenia, których ktoś dotąd nie popełniał. Można
popchnąć człowieka na drogę grzechu. Spowiednik powinien skupić
się raczej na Bożej dobroci, która towarzyszy ludzkiej miłości i
w ten sposób włączyć się w działanie Ducha Świętego. Duch Święty
naprawdę znakomicie pokazuje, gdzie nam brakuje miłości. Czasem
widzę, jak niezwykle jasno przemawia Duch Święty w sumieniu
grzesznika.
grzech to coś
konkretnego
Rachunek sumienia, czyli rozpoznanie tego, czy kochałem, ma
pokazać mi moją rzeczywistą sytuację, która jest sytuacją
grzesznika. Rachunek sumienia ma doprowadzić mnie do odkrycia, i
to w konkretach, a nie w ogólnikach, gdzie, w jakich sytuacjach
zabrakło mi miłości wobec ludzi i gdzie, w jakich sytuacjach
zabrakło mi miłości do Pana Boga. Podkreślę jeszcze raz: chodzi
o te chwile, kiedy coś się działo a nie moją ogólną sytuację
grzesznika.
Rachunek sumienia ma doprowadzić do nazwania po imieniu czynów,
które popełniłem, z określeniem stopnia wolności tych czynów,
czyli tego, na ile byłem świadomy, że to, co właśnie robię, jest
złe i na ile chciałem rzeczywiście to zrobić.
Jeżeli czyn był zły i zło było poważne, a w dodatku czyn
popełniony był w pełnej wolności, jaką posiadałem i na dodatek
wiedziałem, że to, co zrobię, jest złe, to grzech był ciężki.
Jeżeli brakowało wolności, świadomości albo czyn materialnie był
błahy, zmniejsza to ciężar grzechu. Ukraść z premedytacją i
pełną świadomością 50 groszy a 50 000 zł, to nie jest to samo,
mimo że oba czyny zostały popełnione z całkowitą świadomością.
Chyba, że to było 50 groszy ukradzione biedakowi, który głodny,
chciał kupić sobie bułkę. |